Gdy zjawiamy się na targu w Sopocie około 10 rano, jest naprawdę rześko. Sprzedawcy handlujący zimą na świeżym powietrzu nie mają lekko. Na straganach znaleźć można wszystko - od artykułów spożywczych, przez ubrania, po starocie. To, co rzuca się w oczy, to niewielka liczba klientów i wiele pustych stanowisk, które jeszcze wiosną tętniły życiem. Nasi rozmówcy to głównie osoby w średnim wieku, są emeryci, udało się także złapać głos młodego pokolenia.
Ceny na targu pod domem Donalda Tuska nie odbiegają od normy, są typowe dla takich miejsc, czyli nie mogą konkurować z tańszymi opcjami w dyskontach. Za małą drożdżówkę i 200-gramową kostkę masła stojący obok mnie klient płaci 18 zł.
Sprzedawcy o klientach. Jak szedł im handel przez ostatni rok?
Nastrój na bazarku nie napawa optymizmem, co najwyżej daje się słyszeć, że "jest, jak było". Dominują jednak surowsze opinie: "jest źle", "słabo", czasem nawet "beznadziejnie".
Aż strach, trzeba się tylko uśmiechać. Ciężko się żyje, wszyscy to mówią. Gorzej jakoś nadzwyczajnie też nie jest, ale jeszcze rok temu klienci na więcej sobie pozwalali. Teraz sami mówią, że dużo kupują w marketach, Żabkach, a na rynek to na końcu przychodzą, symbolicznie się zaopatrują. Trzymają nas stali nabywcy. Stagnacja jest - wyjaśnia pani z mięsnego, mimo wszystko z pogodnym wyrazem twarzy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Potwierdza to jej konkurentka ze straganu obok: - Średnia wieku moich klientów to 70 lat. Im się żyje przeważnie ciężko, nie ma znaczenia, kto rządzi. Kiedyś brali 30-40 deko, dziś proszą o dosłownie 4-5 plasterków. Są bardzo oszczędni i nie biorą nic na zapas. Ale o tym, bym miała tutaj pustki nie ma mowy.
Czytaj także: Świat usłyszał, kto to jest. Odnaleźli go w Syrii
Wchodzę do jednego z boksów z "mydłem i powidłem", jest w nim tylko sprzedawca. Podczas siedmiu minut, które spędzam na rozmowie, pojawia się tylko jedna klientka, jednak ostatecznie niczego nie kupuje.
Szczerze, to w tej chwili spadek utargu jest ogromny. Ja mam dwa punkty, widzę to w obu. Nie wiem, dlaczego, nie umiem tego określić - ale niech pan popatrzy, no nie ma klientów. Jeszcze te letnie miesiące jakie takie były, ale jesień i to co teraz się dzieje to dramat - twierdzi sprzedawca.
Wychodząc rzucam "mam nadzieję, że klienci jeszcze pana zaskoczą", na co słyszę: - Nadzieja to wie pan... Ja tę moją działalność chcę już zamknąć, nie wytrzymuję psychicznie tej sytuacji.
Mniej fatalistycznie, ale ostrzej swoją rzeczywistość opisuje sprzedawczyni ubrań:
Ludzie żyją na styk, kupują, ile muszą i nic więcej. Ja tutaj sobie tylko do emerytury dorabiam, ale widzę, co się dzieje. Nich pan patrzy - ilu jest kupujących? Sprzedawcy sami stoją między sobą. Jest beznadziejnie.
Tylko nieco lepiej zdaje się widzieć sytuację sprzedawca wyrobów tytoniowych.
Towaru sprzedaję mniej więcej tyle samo, ale wielu klientów przerzuciło się na tańsze produkty. To wyraźna tendencja, bo jednak ciągle są jakieś podwyżki. Niektórzy kupują na zapas, ale niektórzy niestety reagują pretensjami i nas, sprzedawców obwiniają o ceny. A co my jesteśmy winni? - pyta retorycznie.
Zagaduję też panią na stanowisku z pieczywem. O polityce rozmawiać nie chce. Ale tonuje nieco nastroje panujące u sprzedawców z sąsiednich straganów. - W okresie zimowym ruch jest zawsze mniejszy, latem jest zdecydowanie lepiej - tłumaczy.
Pytana jednak o ogólną tendencję przyznaje, że utarg spada i "każdy narzeka". - Jeść trzeba, więc spożywką handluje się jeszcze w miarę, ale takie np. ciuszki bardzo narzekają. Z tego co słyszę, nie jest za ciekawie - dodaje.
Sprzedawcy o premierze Tusku. Tak oceniają pierwszy rok nowych rządów
Polska jest spolaryzowana, ale na poziomie bazaru o sporach ideologicznych nikt się nawet nie zająknie. Kwestie ekonomiczne są zdecydowanie na pierwszym planie.
Sytuacji ludzi Tusk nie poprawił. Młodych mi żal, jak rodzice nie pomogą, to co oni mogą, wszystko na kredyt? - słyszymy od jednej z handlujących emerytek.
Wśród straganów udaje się wypatrzyć młodą twarz. Jak sytuację widzi przedstawiciel młodszego pokolenia?
Nie ma żadnej zmiany, tak po prostu. To nie ważne, czy rządzi partia poprzednia, czy obecna. Miała być jakaś dobra zmiana, nie ma żadnej, a ludzie się spodziewali cudu. Ani Platforma, ani PiS niczego nie zmienili. Nie głosowałem na żadną z tych partii, liczyłem na inną zmianę, no ale nic z tego nie wyszło - mówi.
Mnie ten rok w portfelu nie zmienił nic - ani na plus, ani na minus. Jestem zabezpieczony, ale żal mi tych najbiedniejszych - kończy młody człowiek.
"Czy premier Tusk się dobrze wywiązuje ze swoich obowiązków?", zaczepiam starszego pana z kolejnego stanowiska.
Trudno się o tym wypowiadać ze względu na to, że PiS nadal jest silne, on by musiał mieć jeszcze więcej swoich posłów, by coś bardziej zmienić. Ja się tutaj nie dziwię, że wynikają z tego pewne problemy - rzuca senior i szybko przechodzi na temat lokalnych problemów Sopotu.
- Za dużo uwagi poświęcają sobie, a za mało gospodarce - słyszę od pani w średnim wieku handlującej żywnością.
Jak gospodarka się podniesie, to i ludziom będzie lepiej i będzie im pewnie bardziej obojętne, czy rządzą ci czy inni. No ale oni kłócą się między sobą. Politycy za mało uwagi poświęcają temu, co się dzieje w Polsce dookoła. Nie ma tygodnia, by nie wybuchały jakieś nowe konflikty – trzeba zapomnieć trochę o tych sporach, skupić się na gospodarce. Jak się poprawi ludziom, to rządowi się będzie te zasługi przypisywać - uważa kobieta.
Najsurowszą ocenę koalicji rządzącej wystawia nasza ostatnia rozmówczyni.
Przestałam oglądać wiadomości, w ogóle nie włączam telewizora, nie mam ochoty się denerwować i tego oglądać. Moim zdaniem poprzednia ekipa była lepsza. Bardziej dbała o ludzi - wyjaśnia.
Michał Nowak, dziennikarz o2
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.