Praca na trzy zmiany, w tym także w trybie nocnym, odprawy przy tablicy i dodatki za brak chorobowego w miesiącu. Dziennikarka Gazety Wyborczej postanowiła zatrudnić się w Biedronce, aby poznać realia pracy w popularnym dyskoncie.
To na co zwróciła uwagę na początku to solidne badania w medycynie pracy oraz lojalna postawa rekruterki podczas wstępnej rozmowy, od której na początku usłyszała, że klienci bywają różni i warto mieć tego świadomość.
Obecnie Biedronka jest największym pracodawcom w Polsce i zatrudnia przeszło 81 tys. osób, a około 84 proc. to kobiety. Na rękę na początku zarobić można 3 398 zł jednak dochodzą do tego różne dodatki podnoszące ostateczne uposażenie do 4100 złotych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pod warunkiem że w ciągu miesiąca nie będę na zwolnieniu dłużej niż dwa dni. Do tego premia uznaniowa: jeśli nasz sklep osiągnie sprzedaż powyżej 100 proc. założonego celu, mogę liczyć na dodatkowe 200 zł. I jeszcze cel dotyczący obsługi klienta - audyt (50 zł) i tajemniczy klient (50 zł). Biedronka co miesiąc wysyła do swoich sklepów podstawioną osobę, która udaje kupującego - pisze autorka.
Czytaj także: Dramatyczne sceny w Biedronce. Mogło dojść do tragedii
Do tego dochodzą dodatkowe pieniądze w postaci benefitów jak e-kody na zakupy w dyskoncie (600 zł cztery w roku) czy dofinansowanie do wakacji, no i paczki na święta.
Jak wynika z relacji innych pracowników, praca nie jest lekka, ale czują się bezpiecznie i dobrze. Wiele z osób, z którymi rozmawia zapewnia, że wolą to niż pracę w biurze lub szkole.
I choć ciągłe zmiany w charakterze wykonywanej pracy sprawiają, że praca się jej podoba, po kilku tygodniach przychodzi zmęczenie, a entuzjazm mija.
W kolejnych dniach już nie zagaduję klientów, przestaję się uśmiechać, chociaż to wskazane, bo przecież powinnam być miła. Staję się mrukliwą kasjerką - podsumowuje autorka.