Strefy parkowania to zmora kierowców poruszających się po dużych polskich miastach. Są wyznaczane na coraz większym terenie, co staje się udręką nie tylko dla odwiedzających, ale także mieszkańców, którzy płacić za miejsce obok domu lub pracy.
Niektóre parkomaty (np. na warszawskim Mokotowie) nie są wyposażone w wpłatomaty gotówkowe — można płacić jedynie kartą lub telefonem. To według Rzecznika Praw Obywatelskich ma znamiona nierównego traktowania, jednak problem jest szerszy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po pandemii miejscy włodarze zrezygnowali z możliwości bezpłatnego parkowania na określony, ale krótki czas. Kierowcy apelują, by zgodzili się przywrócić tę opcję, która w innych krajach cieszy się dużą popularnością i pozwala na zwiększenie parkingowej rotacji.
W Niemczech przycisk "bułka" jest normą i uprawnia do parkowania samochodu na nie dłużej niż 15 minut. Wówczas można załatwić coś w sklepie i — co sugeruje fantazyjna nazwa — np. kupić bułki.
To mechanizm znany z parkingów sklepowych, gdzie można pobrać bezpłatny bilet i korzystać z postoju na czas zakupów, nie dłużej niż półtorej godziny. To ma na celu wyeliminowanie osób, które mogłyby zajmować miejsce, nie będąc klientem.
W naszym kraju w ostatnich latach poza terenami wokół supermarketów brakuje tej możliwości. Jeśli kierowca z Warszawy, Krakowa lub innego miasta zajmuje miejsce nawet przez kilka minut, naraża się na opłaty dodatkowe w wysokości ok. 300 zł.
Przycisk "bułka" w parkomatach. Plusy i minusy
Jedynym ułatwieniem pozostaje opłacanie parkowania przez aplikacje zewnętrzne na telefonie, dzięki czemu można zaoszczędzić czas — nie trzeba szukać parkomatów oraz z góry płacić i przewidywać, ile godzin miejsce będzie zajęte.
Przeciwnicy wprowadzenia przycisku "bułka" wskazują, że wprowadzi on jeszcze większy chaos, a kierowcy będą go nadużywać. Z kolei zwolennicy twierdzą, że pozwoli na upłynnienie ruchu i zmniejszy ilość przyznawanych przez straż miejską mandatów.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.