Minimalny podatek globalny CIT jest opłatą narzuconą przez Unię Europejską. Jego celem jest zwiększenie dochodów do państwowego budżetu z podatków opłacanych przez duże korporacje. W myśl tej idei globalny CIT mają płacić te firmy, których obroty wynoszą minimum 750 mln euro. Opłata wynosi co najmniej 15-proc. efektywnym poziomem opodatkowania. Oznacza to, że jeśli opodatkowanie w danym kraju będzie niższe niż 15 proc., korporacje będą musiały dopłacić tyle, by w budżecie znalazło się łącznie 15 proc.
Zgodnie z planem, wszystkie państwa UE miały wprowadzić zmianę do 31 grudnia 2023 r. Wobec spóźnialskich, w tym Polski, Komisja Europejska prowadzi procedurę naruszeniową. Innymi krajami, które nie realizują jeszcze dyrektywy, są Hiszpania, Cypr i Portugalia.
Zobacz również: Odkładał pięć lat w ramach PPK. Wiadomo, ile zaoszczędził
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Globalny CIT uderzy Polaków po kieszeniach
Zgodnie z najnowszymi zapowiedziami Ministerstwa Rozwoju i Infrastruktury nowy podatek mógłby zacząć obowiązywać od 1 stycznia 2025 r. Jak podaje "Super Express", resort opieszale wprowadza nową opłatę, bowiem obawia się, iż wielki biznes nie będzie chciał inwestować nad Wisłą.
Ministerstwo pozostawia jednak furtkę, która może być zachętą dla potencjalnych inwestorów. Firmy opłacające globalny CIT w Polsce mogłyby liczyć na tak zwane granty podatkowe, czyli ekwiwalent dotychczasowych ulg podatkowych. Dzięki temu istnieje możliwość utrzymania ulg inwestycyjnych mimo nowego podatku.
Jest jednak jeden minus tej sytuacji. Granty podatkowe będą wypłacane z budżetu państwa. Tak więc aby móc je wprowadzić, rząd będzie musiał i tak sięgnąć do kieszeni Polaków. To oznacza, że choć wprowadzenie globalnego CIT miało uderzyć w korporacje, koniec końców zapłaci za nie przeciętny Kowalski.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.