W 20 minut stracili wszystko. Dramat rolników po gradobiciu
Jeszcze kilka dni temu spoglądali z nadzieją na rosnące plony. Dziś stoją w błocie, patrząc na zniszczone pola, zboża i owoce. Potężne gradobicie, które na początku czerwca przetoczyło się przez Dolny Śląsk i Świętokrzyskie, zmiotło ich pracę w mgnieniu oka.
Potężne gradobicie i gwałtowne burze przetoczyły się przez rolnicze regiony Polski, zamieniając sady i pola uprawne w krajobraz po katastrofie. Szczególnie poszkodowane są: Sandomierszczyzna w woj. świętokrzyskim i okolice Żmigrodu na Dolnym Śląsku.
Skutki są opłakane. Rolnicy mówią o stratach sięgających 100 proc., w zagłębiu owocowym pod Sandomierzem gradobicie kompletnie zniszczyło zbiory. Zrozpaczonych sadowników w niedzielę odwiedził minister rolnictwa Czesław Siekierski.
Priorytetem jest rządowa pomoc dla poszkodowanych. Problem w tym, że resort rolnictwa zwyczajnie nie posiada potrzebnych funduszy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Lodowe trendy w 2025 r. Ile trzeba zapłacić za gałkę?
– Takiej skali nie jesteśmy w stanie pokryć z budżetu resortu. Wydaliśmy już znaczące środki m.in. na pomoc zwalczanie skutków ptasiej grypy - musieliśmy utylizować 11 milionów sztuk drobiu – przyznał Czesław Siekierski, cytowany przez portal wGospodarce.pl.
W gminie Żmigród na Dolnym Śląsku sytuacja jest równie dramatyczna. Przemysław Skaczyło, miejscowy farmer, opisał na łamach "Tygodnika Rolniczego" skalę zniszczeń:
– Przez 20 minut grad zniszczył mi uprawy kukurydzy, ziemniaków, buraczka ćwikłowego, marchewki i zbóż. Nie wiem, co będzie dalej. Poczekam 5 dni, żeby zobaczyć, czy kukurydza przyjmie się dalej. Jeśli się nie uda, będę musiał przesiewać – opowiada rolnik.
Zdruzgotani rolnicy muszą uzbroić się w cierpliwość, część pól uprawnych jest niedostępna, na powierzchni zalega woda, obszary uprawne pozostają gruntownie zalane.
Straty dopiero będą szacowane
Na ten moment nie wiadomo, jaka jest skala zniszczeń, straty będą dopiero szacowane. Minister Czesław Siekierski podkreśla, że poszkodowani będą mogli liczyć na resortowe wsparcie: pomoc finansową, zwolnienia z podatków oraz rozwiązania, które mają ułatwić odbudowę produkcji w kolejnym sezonie.
– Trudno dziś mówić o pełnym pokryciu szkód, bo nie znamy jeszcze ich wartości. Ale zdajemy sobie sprawę, że gradobicia dotknęły nie tylko Sandomierszczyznę, ale też Lubelszczyznę, Dolny Śląsk czy Ziemię Lubuską – podkreślił minister.
Rolnicy i sadownicy liczą, że rządowe wsparcie pozwoli im stanąć na nogi przed kolejnym sezonem. Na konkrety muszą jednak poczekać.