Tragiczne wydarzenia w Siedlcach, gdzie pijany mężczyzna zaatakował ratowników medycznych, uwypukliły ryzyko związane z tym zawodem. 64-letni ratownik zmarł po ataku nożem.
Daniel Łuszczak, ratownik z Lublina, w rozmowie z Onetem przyznaje, że wielu jego kolegów musi pracować po kilkaset godzin miesięcznie, by godnie żyć.
Tak naprawdę, jeśli chodzi o etat, to jest to niewiele więcej, niż zarabia kasjerka w Lidlu czy w Biedronce - mówi Onetowi. - Większość ratowników jest zatrudniona przeważnie w dwóch, trzech miejscach. Ja na przykład pracuję w pogotowiu na etacie, ale w szpitalu jestem na kontrakcie. Mam miesiące, w których pracuję 550 godzin - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak podaje "Fakt", mediana pensji ratowników wynosi niecałe 5700 zł netto, a 25 proc. zarabia poniżej 4500 zł. Część pracowników tego zawodu zarabia nawet powyżej 7 tysięcy złotych netto. W Katowicach zarobki są wyższe, wahają się w granicach od 8500 do 11000 tysięcy złotych netto.
Ataki na ratowników medycznych. "Weekend jest koszmarny"
Niestety, tragiczne wydarzenie z Siedlec nie było jednorazowym przypadkiem. W ostatnich tygodniach ataki na ratowników medycznych nasiliły się. W ostatni poniedziałek w Warszawie ratownicy interweniowali w związku z pijanym, nieprzytomnym mężczyzną, który trafił na SOR. Gdy przebudził się w kartce, próbował wydostać się z pojazdu i zaatakował jednego z ratowników uderzając go w twarz. Podobnie było w grudniu, gdy pijany pułkownik SOP pobił ratowników.
Piotr Owczarski, rzecznik prasowy Meditrans, w rozmowie z Polskim Radiem zaznacza, że Warszawa jest jednym z najbardziej niebezpiecznych miast dla ratowników medycznych. - Weekend jest dość koszmarny dla zespołów ratownictwa medycznego, szczególnie w centrum. Bardzo dużo się dzieje. To są historie, które bardzo często kończą się potyczkami słownymi, szturchnięciem, pchnięciem, opluciem czy spoliczkowaniem ratownika medycznego - stwierdził.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.