W 2013 roku, w barze z kurczakami, Tracy Ward kupiła szczęśliwą zdrapkę, dzięki której zagwarantowała sobie 300 tys. funtów.
Tracy zabrała rodzinę na wakacje do California Cliffs Holiday Park w Yarmouth. Rozesłała też część pieniędzy do każdego ze swoich dzieci i powiadomiła urząd ds. świadczeń socjalnych, że nie potrzebuje już wsparcia - wcześniej pobierała zasiłki.
Właśnie w parku w Yarmouth została "osaczona" przez sprzedawcę, który namówił ją na "inwestycję" w przyczepy kempingowe - relacjonuje "Daily Mail".
Czytaj także: Polska kapliczka na ustach Anglików. "Obiekt drwin"
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przekonywał, że będzie mogła je wynajmować i czerpać spore zyski. Zainwestowała - kupiła aż sześć przyczep w ciągu kilku miesięcy, wydając na nie około 150 000 funtów.
Ale zamiast zysków przyszły opłaty - rosnące koszty utrzymania, rachunki i serwis. Gdy przychody nie nadchodziły, Tracy była zmuszona sprzedać wszystkie przyczepy za zaledwie 41 000 funtów.
Nie mogłam spojrzeć sobie w twarz, a co dopiero komuś innemu. Jestem załamana. Biorę antydepresanty. Nie potrafię patrzeć na niektórych członków rodziny - powiedziała w rozmowie z "Daily Mail".
Dziś, po ponad dekadzie od wygranej, Tracy znów zmaga się z trudną sytuacją finansową, a pieniądze, które miały zmienić jej życie, przepadły.
To były pieniądze, które miały ustawić mnie i moją rodzinę na całe życie. Patrzę teraz na mamę, która została sama po śmierci mojego taty. Chciałam kupić jej mieszkanie, żeby była blisko. Teraz nie mogę nic zrobić. Wstyd mi - dodała.
Z perspektywy czasu przyznaje, że była naiwna i zbyt podekscytowana nową sytuacją. Gdy pojechali z rodziną do Yarmouth i zobaczyli ogłoszenie o sprzedaży przyczep, uznali, że mogliby kupić jedną - jako miejsce na rodzinne wakacje.
Przyznała się do wygranej. To był błąd
Sprzedawca zapytał wtedy, skąd mają pieniądze. Tracy szczerze przyznała, że wygrała na loterii. To był błąd.
On nas dosłownie prześladował. Każdego dnia nas nagabywał. Powtarzał, że to świetna okazja na biznes, że się nam to zwróci. Kupiliśmy sześć przyczep - podkreśliła.
Z czasem, jak opowiada, presja ze strony sprzedawcy rosła. Dzwonił do nich nawet, gdy byli w banku, pytając, czy już przelali środki.
W końcu zostaliśmy zmuszeni do sprzedaży wszystkiego praktycznie za grosze. Czuliśmy się oszukani i upokorzeni. Przenieśliśmy się z Londynu do Kentu. Ukrywaliśmy się przez lata. To było straszne - wyznała kobieta.
Do jej dramatu odniósł się rzecznik California Hills Holiday Park.
Parkdean Resorts posiada silną społeczność ponad 18 000 właścicieli domków wakacyjnych. Nasz proces sprzedaży jest przejrzysty, a nasi pracownicy odpowiednio przeszkoleni, by zapewnić klientom wszelkie informacje potrzebne do podjęcia świadomej decyzji. Koszty i warunki użytkowania były przedstawiane pani Ward za każdym razem, gdy dokonywała zakupu. Nie posiadamy żadnych zgłoszeń reklamacyjnych z jej strony - oznajmił.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.