Pojechał nad Bałtyk. Pokazał paragon i pyta Polaków
Tego lata w mediach znów głośno o tzw. paragonach grozy, czyli wysokich rachunkach za posiłki w kurortach. Urlopowicze zastanawiają się, ile naprawdę powinien kosztować obiad nad morzem czy w górach. Coraz częściej pada pytanie, czy ceny, które jeszcze niedawno szokowały, nie stały się już normą.
Tego lata w mediach ponownie głośno o tzw. paragonach grozy, czyli rachunkach dokumentujących wysokie koszty posiłków w miejscowościach turystycznych. Urlopowicze coraz częściej zastanawiają się, ile faktycznie powinien kosztować obiad w nadmorskim czy górskim kurorcie.
Pojawia się też pytanie, czy to, co jeszcze niedawno szokowało wysokością cen i trafiało do internetu jako "paragon grozy", dziś nie stało się już standardem akceptowanym przez większość turystów.
Takie pytanie zadał sam sobie autor profilu Pamiętnik Polskiego Konsumenta w mediach społecznościowych.
W piątek opublikował rachunek ze smażalni w Porcie Rybackim w Chłopach nieopodal Mielna. Za dwa obiady składające się z dorszów z dodatkami i napojami zapłacił 204,95 zł.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zakopane światowym hitem? "Mamy klientów egzotycznych"
Paragon grozy, czy po prostu standard, nad którym nie ma sensu się rozwodzić? – zastanawiał się autor wpisu.
Następnie mężczyzna opisał warunki, w jakich konsumował posiłek oraz ogólne wrażenia. Jak podkreślił, do popicia podano mu oranżadę lokalnej produkcji, która okazała się smaczna, choć przyznał, że pił już lepszy napój tego typu.
Sama smażalnia oferowała wakacyjny, nadmorski klimat, w którym to jednak nieodzownym elementem okazały się żarłoczne mewy.
Rybka podana jak trzeba – na papierowym talerzu, z plastikowymi sztućcami. Konsumpcja w towarzystwie szalonych mew, które latały dookoła z nadzieją na złapanie kawałka ryby od rybaków, którzy właśnie wrócili z połowu – czytamy.
Paragon grozy czy nie?
Wcześniej inny internauta i cyfrowy twórca, autor kanału dla majsterkowiczów Artur Remontuje, analizował kwestię paragonów grozy, porównując nadmorskie rachunki za posiłki do cen usługi budowlanej, w jakiej się specjalizuje, tzw. wykończeniówki. Jego zdaniem płacąc wysokie rachunki, powinniśmy spodziewać się adekwatnego do kosztów standardu.
Stary, no złote obrusy, piękne szklanki, obsługa kelnerska, wszystko niestety kosztuje. I to się przekłada na cenę w danym lokalu – podkreślał wówczas.
Jak wynika z opisu zamieszczonego na profilu Pamiętnik Polskiego Konsumenta, autor wpisu raczej nie doświadczył wymienionych wyżej luksusów, o czym świadczą choćby jednorazowe talerzyki i sztućce.
A cena za dwie smażone ryby, tyleż zestawów surówek, trzy porcje frytek, trzy szklanki napojów i jedno piwo wyniosła ponad 200 zł.